Łączna liczba wyświetleń

środa, 5 września 2012

Rozdział 3


-Kochanie czy myślałaś może o miesiącu miodowym ?- zapytałem.
-Nie mam czasu na takie przemyślenia, ale będzie to koniec września...
-W jakie miejsce chciałabyś pojechać ?
-Moim największym marzeniem było polecieć na Bahamy. Ale za drogie...- nie zdążyłam dokończyć.
-Więc lecimy na Bahamy - powiedziałem z uśmiechem.
-Serio?! Justin nie wierzę !- wskoczyła mi niespodziewanie na barana, niestety nogi się pode mną ugięły i wylądowaliśmy na...kuchennym blacie ! Całym swoim ciężarem przywarłem do Caroline.
-Nie spodziewałam się tego, że będziesz chciał się do mnie dobierać na kuchennym blacie...
-Caroline, to tylko przypadek wiesz dobrze, że ja nigdy...- ja się tu tłumaczę a ta zaczyna się ze mnie śmiać.
-Haha ! Twoja mina była bezcenna !
-Wciąż na Tobie leżę. Mogę szybko zmienić zdanie.
-Ja też. Związane z naszym ślubem.
-Kochanie ja nie chcę  doprowadzać do kłótni, ale chyba lekko przesadziłaś.
-Masz rację. Muszę obmyślić kto będzie moim świadkiem na ślubie, zresztą Ty też powinieneś- powiedziała chłodno.
-Caroline ja przecież nie chciałem...
-Kochanie przecież wszystko w porządku - powiedziała sarkastycznie.
-Ta jasne..- burknąłem tak cicho, że nie zdołała usłyszeć.

    Nie spodziewałem się, że jeszcze przed ślubem będziemy mieli kłótnię. Jeszcze tak błahą kłótnię. No, ale żeby to pojąć musiałbym zrozumieć jak działa umysł kobiety. Niestety wiem, że nigdy mi się to nie uda.

 Oczami Caroline
    Na początku chciałam druhny na swoim ślubie, ale stwierdziłam, że to przereklamowane. Pewnie Justin będzie chciał Rayana za świadka. Ja postanowiłam, że moim będzie Bella. Ciągle gryzło mnie to, że umyślnie sprawiłam, aby Justin miał wyrzuty sumienia. Postanowiłam go przeprosić, bo jeszcze nie daj Boże sięgnie po używki.

-Skarbie tak strasznie mi przykro. Przepraszam za to, co wydarzyło się w kuchni. Naprawdę. W ogóle nie myślałam co mówię. Przepraszam .
-W porządku. Przeprosiny przyjęte. Ale więcej tak nie rób - przytaknęłam głową i cmoknęłam go w policzek.

                                                                       ***

    Za długa, za krótka. Zbyt skąpa, mało elegancka. Nie sądziłam, że wybieranie sukni będzie takie trudne. Gdy nagle zauważyłam najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widziałam. Musiałam ją od razu namierzyć. Pasowała perfekcyjnie. Oczywiście była cała biała. Lekko podkreślała biust i wcięcie w taili, była na cieniutkich ramiączkach. Marszczona i rozszerzona ku dołowi, które kończyło się równo z moimi kolanami. Sukienka może była skromna, ale właśnie to dodawało jej uroku. Więc jedno miałam już z głowy. Poszłam zajrzeć do Justina , który oczywiście mierzył chyba z piętnasty garnitur.

-A co powiesz na to ?- podałam mu smoking.- Przymierz.
-I jak ?- po chwili wyszedł zza zasłony.
-Ociekasz sex`em kochanie-powiedziałam na co wybuchnął śmiechem.- To idziemy do kasy ?
-Tak ! Ziemia Obiecana... Już nie wytrzymam minuty dłużej w tym sklepie.

    Postanowiłam, że welon i resztę dodatków kupię w innym czasie, aby nie męczyć już mojego biednego narzeczonego. To wszystko działo się tak prędko, jeszcze pamiętam dzień, w którym wprowadziłam się do Statford. Na dworze było już ciemno i chłodno. Początek jesieni dawał po sobie znać. Gdy wróciliśmy do domu jak najprędzej udaliśmy się do lodówki, aby zjeść kolację. 

-Pokażesz mi się w tej sukni ?- zapytał Justin, poruszając zabawnie brwiami. 
-Tak. W dzień ślubu.
-Jesteś aż za bardzo zabawna.
-Dziękuję, staram się- i pokazałam mu język.- Wiesz... Idę już na górę, okropnie jestem zmęczona.

  Justin podszedł do mnie, oparł ręce na moich biodrach i szepnął do ucha :

-Mogę iść z Tobą ?- zaczął muskać ustami moją szyję.
-Nie potrafię się oprzeć.

    Myślałam, że jak normalna para pójdziemy do naszej sypialni i położymy się do łóżka. Ale nie...Justin wziął mnie na ręce, a ja obejmowałam go nogami w pasie.Spojrzał mi głęboko w oczy i w jak najbardziej delikatny sposób pocałował. Idąc po schodach Justin nadal mnie całował, trochę się bałam, że może się to zakończyć historią pt.: "Kuchnia i nieszczęsny blat". Ale ufałam mu.. Weszliśmy do sypialni i zamknęłam nogą drzwi. Justin oparł mnie o ścianę. Szczerze mówiąc śmiesznie musiało to wyglądać. Ja oparta o ścianę, 'wisząca' na moim ukochanym, a on przywarty do mnie zachłannie całując i gładząc moje uda. Ręce powędrowały mi ku jego włosom. Oderwał mnie od ściany i zaniósł na łóżko. Był w tym wszystkim taki czuły,delikatny, inny. Rozkoszowałam się każdym muśnięciem jego warg. Całował w usta, zjeżdżając do szyi i kończąc na obojczyku.

-Caroline, nie wiem jak daleko mogę się posunąć- wyszeptał mi do ucha.
-Myślę sobie, że powinniśmy zejść na Ziemię. Wyobraź sobie, że już za miesiąc będziemy mogli przekroczyć każdą granicę i obiecuję, że będzie to o wiele lepsze uczucie.
-Masz rację- zamruczał.

     Przykryliśmy się pościelą. Wtuliłam się do jego torsu, a on przytulił mnie i pocałował w czubek głowy.

-Dobranoc, Justin.
-Dobranoc, kochanie.

______________

Umiecie przywyknąć do wczesnego wstawania ?
Bo ja nie ; (
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Kocham Was ! 

2 komentarze: